17 lipca 2016, 12:31
Zacznijmy od początku...Był koniec zimy. Na portalowym czacie jak zwykle pisałam z nudów z kolegą.
Codziennie, niewinna rozmowa. Wymiana linków, poglądów, chęć wygadania się.
Był wyrozumiały. Pisaliśmy co raz częściej. Codziennie. O głupotach. Zwykły internetowy przyjaciel, kóremu mogłam zwierzyć się dosłownie ze wszystkiego. Wysłuchał, doradził a na koniec umiał też pocieszyć.
W jednej z rozmów zapytał mnie czy jest możliwe żeby zakochać się w kimś przez internet, nie wiedziałam co napisać, bo wtedy już zaczęłam do niego coś czuć.
On napisał, że się we mnie zakochał, że od kąd ze mną pisze jest szczęśliwszy, widzi świat w lepszych koloracg, że chce mu się żyć. Ze nie wyobraża sobie dnia bezemnie...
Czułam to samo...Teraz wiem, że to był błąd.
Mijało kilka dni , nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, a ja uświadomiłam sobie, że za nim tęsknie. Rany! Przecież my sie nigdy nie widzieliśmy! Jak można tęsknić za kimś kogo nigdy się nie widziało, nie czuło jego zapachu, dotyku. Nie widziało uśmiechu...
To było dziwne uczucie, uciążliwe. Zastanawiałam się co się stało, czemu się nie odzywa????
Mijało kilka dni...nagle dzwięk mojego komunikatora rozległ się po mieszkaniu. Spojrzałam, to był ON . Ucieszyłam się jak nigdy. Wyjaśnił mi całą sytuacjętak, jakby był mi to winny, mimo, że o to nie prosiłam. Powiedział, że rozstał się ze swoją kobietą i przeprowadziła się do innego miasta. dlatego milczał tak długo.
Znów pisaliśmy kilka godzin. W pewnym momencie poprosił mnie o numer telefonu. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że on mieszka w Anglii. Myślę sobie, po co mu mój nr, skoro połączenia będą kosmicznie drogie?! Pomyślałam jednak, ok...Podałam mu ten numer, on nie krył zadowolenia i powiedział, że wkrótce zadzwoni.
Zajęłam się swoimi sprawami, aż nagle rozległ się dzwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer z podpisem WIELKA BRYTANIA. Sparaliżowało mnie, nie wiedziałam czy odebrać, ale zrobiłam to. Drżącym głosem powiedziałam "Słucham", po czym usłyszałam bardzo męski, miły i niosący pozytywną energię głos. Nawet nie pamiętam o czym rozmawialiśmy :) Pamiętam, że na koniec powiedział KOCHAM CIĘ. Wiem, to szczeniackie, ja 30 lat, on 36 a zachowujemy się jak dzieci.
Czułam się jak nastolatka. Zakochana po uszy. On dzwonił codziennie, gadaliśmy ze sobą po kilka godzin dziennie. Zasypialiśmy z telefonem przy uchu. To było piękne uczucie.
Wszystko byłoby ok gdyby nie to, że od 8 lat jestem mężatką i mam 7 letniego syna.
Po co się w to pakuje, pomyślałam. Lecz on był jak narkotyk. Tak mijały nam tygodnie.
Nie mogliśmy żyć bez siebie. Budziłam się z myślą o nim. Nie mogłam funkcjonować, nie jadłam, nie mogłam spać. Tak najzwyczajniej w świecie się zakochałam. Nigdy nie czułam się tak jak wtedy. To było coś cudownego, czegfo nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
Nadszedł 25 kwietnia. Wtedy odeszłam od męża. Nie układało się nam Nie czułam do niego nic. Żadnego uczucia. Myślałam wtedy tylko i wyłącznie o Mariuszu, tak miała na imię moja internetowa miłość.
Mężowi zostawiłam wszystko. Wzięłam ze sobą tylko kilka ciuchów i zabawek dla syna. Przeniosłam się do rodziców. Odrazu poinformowałam o tym M. Był szczęśliwy.
30 czerwca miałam wsiąść z dzieckiem w samolot i przeprowadzić się do Coventry. Zamieszkać z M i być najszczęśliwszą osobą na ziemii. Miałam zostawić wszystko i zacząć swoje życie od początku. Nie przerażało mnie to. Syn miał zacząć nową szkołę, jego życie i moje miało wywrócić się o 180 '. Chciałam tego. Odliczałam dni do wylotu. M też... codziennie zapewniał mnie, że to ze mną chce spędzić resztę swojego życia. Że kochas mnie jak nigdy nikogo. Że jestem tą jedyną. Czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie....